wtorek, 28 sierpnia 2012

Henning Mankell - Mężczyzna, który się uśmiechał

"Mężczyzna, który się uśmiechał" to moje szóste spotkanie z Henningiem Mankellem i na pewno nie ostatnie.Kryminały to jeden z moich ulubionych gatunków literackich. Satysfakcję z czytania daje mi rozwiązywanie zagadek razem z głównym bohaterem oraz ciekawość i pytania w stylu: "kto zabił", "czy na pewno to on/ona?". Cenię również stworzenie atmosfery napięcia i dobrego tła do opisywanych wydarzeń. Czytając tą książkę, zdałem sobie sprawę co mnie jeszcze przyciąga do tego typu lektur, a mianowicie wykreowani bohaterowie. Joe Nesbo ma swojego Harrego Hole, Marek Krajewski Eberharda Mocka, a Agatha Christie - Herculesa Poirota. To w dużej mierze te postacie dają mi radość z czytania tego typu literatury.

Mankell już na pierwszych stronach podaje czytelnikowi rozwiązanie szarady kryminalnej. Od początku wiemy kto zabił i dlaczego, nie znamy jedynie szczegółów. Skoro jest to kryminał po co czytać dalej ? Powód był jeden - Kurt Wallander. Główny bohater powieści sprawia, że strony przewracają się same, a mnie trzeba siłą odciągać od książki. Na początku obserwujemy zniszczonego komisarza, popadającego w alkoholizm i depresję po wydarzeniach opisanych w 'Białej Lwicy". Jest bliski zrezygnowania z pracy w policji i nie ma pomysłu na dalszą egzystencję. Nie wierzy, że nadal jest dobrym człowiekiem, coś się w nim wypaliło. Krajobraz jego zmaltretowanej duszy współgra z wietrznym i surowym krajobrazem skandynawii. Wallander odmawia pomocy w wyjaśnieniu tajemniczej śmierci ojca, człowiekowi, którego mógł uważać za jednego ze swoich nielicznych przyjaciół. Kiedy ma już składać podpis na rezygnacji, dowiaduje się o zamordowaniu Stena Torstensona, któremu nie udzielił wsparcia.  Jego wewnętrzny imperatyw nakazuje mu dowiedzieć się prawdy i poprowadzić śledztwo w sprawie zabójstwa przyjaciela.

Szwedzki pisarz mistrzowsko porusza również problemy społeczne Szwecji lat 90, czyli powstawanie wielkich imperiów finansowych, korporacji, często finansujących nielegalne operacje. Ilustruje również kwestię równouprawnienia kobiet i mężczyzn, wprowadzając kolejną bohaterkę, świeżo upieczona absolwentkę szkoły policyjnej Ann-Britt. Kurt Wallander znajduje w niej oparcie i z każdą chwilą jego szacunek do niej rośnie. Jego zdania nie podzielają jednak inni męscy bohaterowie, posuwając się nawet do próby poróżnienia komisarza i młodej policjantki. Mankell w recenzowanej powieści ilustruje potężną organizację biznesową, dla której życie ludzkie jest nic nie warte, a człowiek uważany za filantropa i dobroczyńcę narodu, może mieć drugie oblicze. 

Zdecydowanie największym plusem książki jest postać komisarza Wallandera. To człowiek z krwi i kości, a na dodatek autor po prostu lubi go chyba torturować (coś w tym jest, że skandynawscy pisarze nie szczędzą swoim bohaterom cierpień, np. Nesbo Harremu Hole, czy Stieg Larsson Elizabeth Salander). Nie udało mu się małżeństwo, ma bardzo trudne relacje z ojcem oraz jedyną córką, rodzi się w nim uczucie do Baiby Liepy, żony tragicznie zmarłego estońskiego policjanta, ale nie potrafi w żaden sposób jej tego zasygnalizować. Do tego zostaje zamordowany kolejny z jego nielicznego grona znajomych, a na domiar złego sam pogrąża się w alkoholowej mgle. Wallander obserwuje przemiany zachodzące w społeczeństwie i komentuje je, działa porywczo, nie zawsze zgodnie z przepisami. Szwedzki policjant nie jest połączeniem Chucka Norrisa i Sylvestra Stalonne (nie jest "Niezniszczalny"), więc w swoich bohaterskich szarżach bywa nieporadny i często dostaje po głowie, ale ma coś w sobie, że chce się czytać i kibicować temu zgorzkniałemu facetowi w średnim wieku.

Na minus mogę jedynie wskazać zakończenie książki. Nie spodobał mi się sposób rozegrania przez autora dramatycznego finału.  Śledztwo było prowadzone zbyt realistycznie, aby potem zakończyć je w sposób rodem z amerykańskich hitów filmowych klasy B.

Podsumowując. "Mężczyzna, który się uśmiechał" to bardzo dobra książka i polecam ją każdemu.  Musicie jednak przymknąć oko na zakończenie, aby w pełni delektować się surowym sakndynawskim krajobrazem i historią ostatniego Szwedzkiego sprawiedliwego - Komisarza Wallandera.

Ocena 7/10

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Michal Protasiuk - Punkt Omega

Punkt Omega
Cały dzień myślałem co napisać o tej książce i w dalszym ciągu mam spory mętlik w głowie. Przede wszystkim tej pozycji nie mogę w żaden sposób zaszufladkować. Michał Protasiuk napisał książkę, którą równie dobrze mogę określić mianem kryminału, jak i powieści filozoficznej ze szczyptą science - fiction.

Akcja recenzowanej pozycji dzieje się w nieokreślonym czasie, w mieście rządzonym przez burmistrza, któremu nie dość, że sprawuje władzę absolutną to jeszcze jego doktryny filozoficzne wykładane są na studiach, w gimnazjach, na ulicach. Głównym bohaterem jest Genipo Herz (wydaje mi się, że od pewnej jednostki układu SI) nauczyciel przyrody w 1 Gimnazjum. Poznajemy go w momencie gdy w metropolii trwają tzw. "wyścigi z bykami" 2 dniowe współczesne igrzyska ku czci burmistrza. Na ulicach panuje motłoch, a organy pilnujące porządku mogą wyjść z koszar dopiero na drugi dzień. Genipo spieszy się na spotkanie z Ludwikiem, przyjacielem ze studiów, którego nie widział kilka lat. Niestety kolega ginie na oczach Herza, a on nie jest w stanie zapobiec temu nieszczęśliwemu z pozoru wypadkowi i tak rozpoczyna się pościg nauczyciela za prawdą.

Początek powieści sugeruje kryminał natomiast im dalej w las tym więcej.... filozofii. Bohaterowie Protasiuka to praktycznie sama kadra pedagogiczna, Profesor Kryptolog, szef Policji opętany stałością entropii i termodynamiką, przyjaciel matematyka kwestionujący istnienie wszechświata. Jedynymi postaciami nie mającymi nic wspólnego z nauką są tu kobiety, narzeczona Genipa, jej matka, czy żona zamordowanego na poczatku Ludwika.

W miarę rozwoju akcji na dalszy plan schodzi wątek kryminalny i pierwsze skrzypce zaczyna odgrywać wykreowany świat. Uniwersum, w którym władza posuwa się tak daleko aby ze słownika wykreślać takie wyrazy jak, "wybór", "sprawiedliwość". Autor opisuje próbę zniewolenia społeczeństwa w tak sprytny sposób aby ludzie uwierzyli, że każde ich działanie nie może być jednoznacznie zdefiniowane ani jako dobre ani jako złe. Po prostu tak musi być, tak należy uczynić i nic nie można na to poradzić. Tak działa determinizm, a człowiek jest tylko trybikiem w wielkiej machinie świata. Tej doktrynie przeciwstawiają się nasi bohaterowie, udowadniając nawet matematycznie błędne założenie władzy. Niestety żaden intelektualista nie ma odwagi aby ujawnić swojej tezy ponieważ obawia się reperkusji ze strony władz.
W książce znajdziemy również odwołania do Biblii ,do zesłania Chrystusa na ziemię i odkupienia grzechów ludzkości.

Książka napisana jest dobrze, wątki filozoficzne nie nudzą i można bez trudności przebrnąć nawet przez najbardziej zażarte dysputy bohaterów. Natomiast wg. mnie zakończenie pozostawia wiele do życzenia. Kolejnym miunsem opisywanej pozycji są poniekąd postacie. Nie wywołują u czytelnika żadnych emocji sprawiających, że chce się przewracać kartki i przeżywać kolejne perypetie głównych herosów. Nie dowiedziałem się również nic o świecie, w którym toczy się akcja, co być może było celowym zamierzeniem, autora natomiast ja lubię poznać genezę wykreowanego uniwersum, a tutaj tego mi niestety zabrakło.

Podsumowując, książkę Protasiuka polecam ludziom, którzy mają trochę wolnego czasu i lubią zastanawiać się głębiej nad otaczającą nas rzeczywistością i procesami społecznymi, które obserwujemy codziennie w mediach, internecie, telewizji. Amatorom dobrych kryminałów i czytelnikom poszukującym rozrywki, ciekawej zagadki czy wyrazistych bohaterów odradzam recenzowaną pozycję.

Ocena 6/10

sobota, 18 sierpnia 2012

Joe Abercrombie - Bohaterowie

Z twórczością Abercrombiego zetknąłem się podczas lektury 1 części trylogii Pierwsze Prawo oraz odrębnej powieści z tego samego uniwersum -"Zemsta najlepiej smakuje na zimno". Obydwie pozycje zajmują dość wysokie miejsce w moim prywatnym rankingu fantasy ostatnich lat, więc z dużym entuzjazmem zabrałem się do czytania najnowszego dzieła brytyjskiego twórcy.

Jeśli nie skończyliście jeszcze trylogii "Pierwsze prawo", nie zabierajcie się za lekturę "Bohaterów", gdyż ja np zepsułem sobie przyjemność lektury "Nim zawisną na szubienicy" (Tom 2 opowieści o krwawym dziewięć i jego drużynie).

Sami "Bohaterowie" to kawał dobrej literackiej roboty. Pisarz pokazuje czym tak naprawdę jest wojna, bezsensowną rzezią zmieniającą życie zwykłych ludzi w piekło. Poprzez ukazanie walk z obydwu stron konfliktu, czytelnik otrzymuje kompleksowy obraz sytuacji na polu bitwy. Autor ukazując wojnę bardzo drastycznie opisuje wszystkie sceny indywidualnych pojedynków, czy zamieszania na polu bitwy. Czytelnik zostaje porażony eksplozją przemocy uwalniającą się w każdym starciu. Joe Abercrombie zwrócił uwagę również na bardzo istotną kwestię, jak sama mechanika życia w armii. Jak niekompetentni intryganci potrafią szybko dojść do władzy i szafować życiem tysięcy ludzi, jakby przestawiali po prostu pionki na szachownicy. Pisarz pokazuje, że na wojnie nie ma dobrych wyborów, wszystkie niosą za sobą śmierć i zniszczenie. Książka zmusza do refleksji nad postępowaniem w życiu. Co z tego, że przez całe życie będziemy starali się być wierni zasadom i zawsze postępować honorowo, skoro dzięki takiej postawie niczego nie osiągniemy? Takich pytań autor stawia mnóstwo i warto się nad nimi zastanowić.

Chyba największe wrażenie zrobiła na mnie postać Pułkownika Gorsta zhańbionego, byłego dowódcy Królewskiej Gwardii. Ten człowiek, mistrz miecza, obsesyjnie pragnie się zrehabilitować bez względu na wszystko, a jego obecność na polu bitwy ma znaczący wpływ na losy  unijnej armii. Jego największym kompleksem jest piskliwy głos i z tego powodu nikt nie traktuje go poważnie. Codziennie pisze listy do króla, podsumowując niekompetencje dowodzących armią, a następnie pali je, bo jedyne czego pragnie, to wrócić na swoje poprzednie stanowisko, a prawdziwe podsumowanie działań wojennych kosztowałoby go pewnie głowę. To cichy bohater, który pokazuje, że jeden człowiek może znacząco wpłynąć na wynik starcia tysięcy żołnierzy. Inni pierwszoplanowi bohaterowie nieco moim zdaniem odstają od Gorsta, lecz również trzymają dobry poziom. Czarny Dow jest kwintesencją uzurpatora. Nigdzie się nie rusza bez łańcucha symbolizującego władzę, jest gotowy w każdym momencie na cios w plecy od swoich ludzi. Ma świadomość, że nie jest prawomocnym władcą i jego działania pozornie są pozbawione sensu, skierowane tylko na rzeź. Jest dobrym strategiem, uważnie planującym bitwy i wykorzystującym głupotę unijnych dowódców.  Pozostałe postacie takie jak Gnat czy książę Calder, również nie ustępują złożonością charakterów Gorstowi czy Dowowi.

Najnowsza powieść Joe Abercrombiego ma wszystko czego potrzeba, aby zatracić się w świcie wykreowanym przez pisarza. Przeżywać dylematy moralne z jego bohaterami, nerwowo przerzucać kartki gdy postać, któraj kibicujemy wpada w tarapaty. Ukazuje bezsens odbierania ludzkiego życia, którym nie można szafować na prawo i lewo.

Wojna to piekło dla żywych, ale po bitwie zawsze nastaje nowy dzień i trzeba go jak najlepiej wykorzystać. Polecam wszystkim "Bohaterów", nie ważne czy jesteś fanem fantastyki, czy nie, ta pozycja pochłonie Cię bez reszty, aż skończysz z wypiekami na twarzy i materiałem do przemyśleń życiowych.

9/10 

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Jeff Abbott - Panika

Lubię książki w których zwyczajny człowiek jest postawiony w sytuacji dramatycznej i zadaję sobie pytanie co ja bym zrobił na jego miejscu? Nie inaczej jest w opisywanej powieści. Młody filmowiec Evan Casher otrzymuje niepokojący telefon od matki, która każe mu pakować walizki i jak najszybciej zjawić się w jej domu. Bohater zostawia krótką wiadomość ukochanej i wyrusza zaniepokojony do lokum swoich rodziców. Odnajduje zamordowaną rodzicielkę i zaraz potem sam o mały włos nie pada ofiarą dwójki morderców. Ratuje go tajemniczy łysy mężczyzna,  któremu Evan nie ufa i wkrótce znowu pakuje się w kolejne tarapaty.

Czytając "Panikę" można odnieść wrażenie, że autor zabiera czytelnika na swoistą przejażdżkę roller coasterem.  Akcja nawet na moment nie zwalnia, intryga goni intrygę i  kolejne watki zazębiają się tworząc spójną całość. Najmocniejszym punktem książki jest bez wątpienia sam Evan. Na początku zagubiony, zdezorientowany, błądzący jak dziecko we mgle. Odwracając kolejne strony czytelnik obserwuje prawdziwą metamorfozę bohatera. Casher zaczyna błyszczeć inteligencją,  wyrachowaniem i wreszcie rusza do kontrataku.  Jeff Abbott wykreował bardzo wyraziste postacie. Ukochana Evana, Carrie rozdarta w środku, pomiędzy miłością i pracą, stara się pogodzić sama ze sobą. Psychopatyczny Dezz (tego człowieka nie chciałbym spotkać w ciemnej bramie), czy wreszcie arcy wróg Cashera - Steven Jargo prawdziwy Criminal Mastemind. Autorowi udało się porwać mnie w skonstruowany świat i wzbudzić emocje. Czułem sporą sympatię dla Evana,  nienawiść do jego przeciwników i współczucie dla Carrie.

Nie jestem koneserem książek traktujących o rozgrywkach szpiegowskich, CIA itp. Nigdy nie mogłem się przekonać np. do Roberta Ludluma czy Toma Clancy. W "Panice" wątek konspiracyjny jest tłem dla  tragedii młodego człowieka i dlatego lektura trzymała mnie do końca w napięciu. Mogę oczywiście ponarzekać, że zakończenie pozostawiło mi spory niedosyt, a rozwiązanie głównej zagadki (przeszłość rodziny Casher) wydaje się tak niedorzeczne, jak baza Talibów w Klewkach.

Mimo średniego finału z czystym sumieniem mogę polecić "Panikę" w zasadzie każdemu. To porcja świetnej rozrywki, która potrafi wciągnąć na jakieś 4 godziny, bo  tyle wystarczy aby odbyć przejażdżkę tym niezwykle emocjonującym rollercoasterem. Wydawnictwo Albatros jak zawsze stanęło na wysokości zadania jeśli chodzi o jakość wydania.  Polecam!

Ocena 8/10

środa, 8 sierpnia 2012

Jeff Abbott - Zderzenie


Witajcie,

Pierwszego posta opublikowałem ponad półtora roku temu i nie mogłem  rozpocząć pisania ale teraz będąc na chwilowym urlopie od codziennej rutyny związanej z pracą mam nadzieję, że cyklicznie będę zamieszczał moje opinie.

Z Jeffem Abbotem dotychczas spotkałem się przy lekturze jednej z jego książek, a mianowicie był to "Strach". Czytałem ja ponad 2 lata temu i autor utkwił mi na tyle w głowie aby sięgnąć po jego kolejne dzieło. Duży wpływ oczywiście na zakup tej pozycji miała promocyjna cena oraz rekomendacja mojego guru thrillera Harlana Cobena.

Sama książka trzyma w napięciu do końca i czyta się ja bardzo sprawnie (2 wieczory i w zasadzie koniec). Mocnym punktem powieści są na pewno bohaterowie. Ben zwykły człowiek próbujący podnieść się po szoku wywołanym zabójstwem dopiero co poślubionej żony, a z drugiej strony człowiek widmo, tajemniczy "Pielgrzym" (postać podobna bardzo do Jacka Reachera z powieści Lee Childa). Tych 2 ludzi nie połączył przypadek ale misternie ułożony plan mający na celu zniszczenie ich obydwu. Bohaterowie drugoplanowi byli dla mnie w zasadzie tłem. Niby sprawnie stworzeni każdy ze swoją historią z przeszłości ale czegoś im brakowało tak aby w jakiś sposób wywołać u mnie emocje.

Czytelnik od razu zostaje wrzucony na głęboką wodę. Na pierwszych stronach mamy morderstwo, następnie opis snajpera na dachu przygotowującego się do oddania śmiertelnego strzału. Fabuła jest w miarę spójna natomiast mnogość różnych sytuacji i uwikłania dużej ilości agencji, grup terrorystycznych może wprowadzić czytelnika w konsternację. Dla mnie osobiście tego było zbyt wiele i czasami się gubiłem w tej misternie tkanej przez autora sieci wątków. Lubię thrillery, w których mogę rozwiązywać zagadkę razem z głównym bohaterem, tutaj praktycznie po 100 stronach mamy wszystko podane na tacy i pytanie tylko czy będzie Happy End czy też nie?

Na plus dla Pana Abbotta mogę również zaliczyć narrację w formie retrospekcji, która bardzo mi odpowiada i te fragmenty czytałem z największą przyjemnością. Wydawnictwo Albatros również stanęło na wysokości zadania, jeśli chodzi o jakość oprawy i wydania książki.

Podsumowując "Zderzenie" to całkiem przyjemne "czytadło" na góra 2,3 wieczory lub 2 wyjścia na plażę. Jeśli będziecie mieli możliwość nabycia tej książki w okazyjnej cenie,  bądź wypożyczenia jej z biblioteki lub od znajomego to was do tego zachęcam. W przeciwnym razie możecie sobie darować. Niestety z rekomendacją Harlana Cobena muszę się tutaj nie zgodzić.

Ocena 6/10